środa, 12 czerwca 2013

Piękna niszowa gra



Takiego nagromadzenia szachowych znakomitości na terenie Polski jeszcze nie było. W maju w Legnicy można było spotkać 148 arcymistrzów. Pula nagród – ponad 100 tys. euro – to już poziom całkiem niezłych turniejów tenisowych. A mimo to Indywidualne Mistrzostwa Europy właściwie nie zainteresowały szerzej mediów. Gdzie leży przyczyna?

Ustępujący mistrz - Dmitrij Jakovenka i nadzieja Polaków - Jan Krzysztof Duda
Fot.TW-MEDIA

Kilka krótkich informacji w redagowanym przeze mnie programie Sport regionalnej TVP Wrocław. Notatki w Przeglądzie Sportowym. Relacje w lokalnych mediach. To właściwie cały przekaz z turnieju. Zbyt mały jak na jego rangę. Tym bardziej, że w Polsce nie mamy przesytu największych europejskich zawodów. Może Legnica leży zbyt daleko od dużych polskich miast, a może decyduje specyfika dyscypliny?

Kondycja umysłu
Szachy to bardzo wymagająca dyscyplina, o czym nie wiemy w powszechnej świadomości. Na wysokim poziomie obok analitycznego myślenia i wyciągania wniosków daleko wykraczających poza najbliższy ruch, potrzebują również zaskakująco - dla niezorientowanych - dobrej kondycji fizycznej i odwagi. W takich kilkunastodniowych turniejach trzeba zachować wysoką koncentrację nie tylko przez 5-6 godzin poświęcanych na każdą z partii, ale też pozostały czas przeznaczany na analizę gry swojej i rywali.
Who is the Bad? I’m the Bad! – głosił napis na koszulce Swietłany Czeredniczenko. I może to jest właśnie rozwiązanie, choć raczej ładna Ukrainka chciała przekazać coś innego. Paradoksalnie szachowi myśliciele sami wpędzają się w swój własny świat, w którym analiza goni analizę. W znacznej większości nie zwracają przy tym uwagi na to, co ich otacza. I jak sami w tym otoczeniu funkcjonują. Paradujące rozciągnięte koszulki, koszule, spodnie i buty jakby wyjęte z prowincjonalnego targowiska przytłaczały tych nielicznych wielbicieli królewskiej gry – jak choćby gracze wrocławskiej Polonii Jolanta Zawadzka i Mateusz Bartel – którzy do klasycznego, a przy tym modnego i efektownego ubioru przywiązują wagę nie mniejszą niż do świata 64 pól.
To jeden z elementów, który wpływa na społeczny odbiór dyscypliny, jej rangę. Widowisko musi być także przed i po zawodach. To wymóg współczesności kładącej większy nacisk na opakowanie.
Szachy to oczywiście gra wymagająca ciszy i skupienia. Więc może na trwałe rozdzielić graczy od publiczności? Może przygotowywać dwie sale: jedną dla graczy, gdzie panuje nieustanna cisza, i drugą, dla widzów mogących oglądać na dużych ekranach najlepsze partie i analizować w powszechnym szumie emocji poszczególne posunięcia popijając kawę i zagryzając ciasteczka?

Linia mety
Jak bardzo szachy zamknięte są w swoim własnym świecie pasjonatów, widać było w trakcie ostatniej rundy.
Gdy z operatorem kamery Wojtkiem Majewskim weszliśmy do sali, natychmiast wiedzieliśmy gdzie jest najciekawiej. Przy pierwszej szachownicy zebrał się tłum ludzi, przy którym dwójce zawodników nawet oddychanie musiało sprawiać trudność. Lider turnieju – Ukrainiec Alexander Moiseenko - grał z Rosjaninem Janem Nepomniachtchim. Takiego zainteresowania meczem szachowym w Polsce nie było od dawna. W Internecie obserwowało go kilkadziesiąt tysięcy pasjonatów królewskiej gry!
Moiseenko miał największą wartościowość z wcześniejszych partii i już w trakcie ostatniej rundy było wiadomo, że będzie mistrzem Europy. Ale on walczył o główną nagrodę. Walczył jak lew, mimo niekorzystnej sytuacji. Po blisko 5-godzinnych zmaganiach jednak poddał się rywalowi. Robił to z ciężkim sercem, bo w ten sposób tracił premię 14 tys. euro dla zawodnika, który zdobędzie największą liczbę punktów.
Ostatecznie w pewnym sensie mamy aż 10 mistrzów Europy. Aż tylu zawodników zdobyło po 8 punktów. A Ukrainiec okazał się tylko swego rodzaju primus inter pares. To on został triumfatorem, ale w pełni zadowolony być nie mógł. – To był bardzo trudny turniej. Grało tu wielu świetnych zawodników. Było naprawdę ciężko. Patrzę jednak na to spokojnie. Jestem zadowolony – mówił mi po zakończeniu ostatniej partii. Widać jednak było, że jest zmęczony 12-dniową rywalizacją. A może nieco oszołomiony pechem, że główna nagroda wymknęła mu się na finiszu. Tak a propos szczęścia i pecha - zwycięzca Mistrzostw grał z 13. numerem startowym.
Po zsumowaniu nagród dla czołowej dziesiątki, i ich podziale dla tych szachistów, Ukrainiec Moiseenko otrzymał 6,5 tys. euro. Podobnie jak Nepomniachtchi. Rosjanina nagrodziła walka do końca. Z 18. miejsca awansował na 8. Wygrał z nowym mistrzem Europy. Jest w elicie. Dwa niższe stopnie podium zajęli jednak inni Rosjanie – srebro wywalczył Evgeny Alekseev, a brąz Evgeny Romanov.
Jak wyrównane są obecnie szachy w Europie, świadczą choćby dwa fakty. Nowy mistrz kontynentu do turnieju zgłosił się w ostatniej chwili. Ustępujący mistrz Rosjanin Dmitrij Jakovenka zdobył 6,5 pkt, tyle samo co aktualny mistrz Polski Bartosz Soćko. Obaj zajęli miejsca w ósmej dziesiątce!

Figury Polaków
Polacy grali na zmianę udanie, i słabo. Przed ostatnią rundą nie mieli szans na medale, ale walczyli jeszcze o 23 czołowe miejsca, które dawały przepustkę do Pucharu Świata. Niestety, żaden z naszych reprezentantów nie znalazł się w tym gronie. Najlepszy z biało-czerwonych Radosław Wojtaszek (43. miejsce) zdobył 7 punktów i do awansu zabrakło mu zaledwie pół punktu.
Najlepiej chyba należy ocenić grę młodych. Zaledwie 15-letni Jan Krzysztof Duda zdobył normę arcymistrzowską. Zremisował kilka partii z zawodnikami o bardzo wysokich rankingach, m.in. z broniącym tytułu Jakovenką. Docenił to osiągnięcie Włodzimierz Szmidt, krążący po sali gier pierwszy w historii polski arcymistrz, który uzyskał ten tytuł nie z nominacji, a po wypełnieniu normy Międzynarodowej Federacji Szachowej na ten tytuł.
Jolanta Zawadzka wypełniła normę na mistrza międzynarodowego. Już po raz trzeci w swojej karierze. Arcymistrzyni kobiet (tytuły wśród pań nie są równoważne z tytułami wśród mężczyzn) na razie jeszcze mistrzem międzynarodowym nie jest, bowiem nie wniosła opłaty licencyjnej. – Jakoś dotychczas mi się nie chciało – jakby nieco wstydliwie przyznała. To zawodniczka już bardzo w Europie rozpoznawalna. We Wrocławiu również, co jak wiemy – „cudze chwalicie, swego nie znacie” - nie zawsze musi być takie oczywiste. A jednak tę swoją karierę rozwija jakby w ciszy porównywalnej do całej dyscypliny, przy mniejszym zainteresowaniu mediów niż można byłoby się spodziewać.
Może wreszcie na popularność szachów w naszym kraju wpływają niewielkie sukcesy Polaków? Może Małysz skaczący po szachownicy i ogrywający największych światowych rywali mógłby coś zmienić? Na wzrost popularności tej dyscypliny nie ma prostej recepty. To raczej zespół czynników, skoordynowanych działań, których przeprowadzenie powinno podnieść rangę tego sportu w społecznej świadomości. Przecież szachy to piękna królewska gra – jak usłyszeliśmy w trakcie Mistrzostw - w której 64 pola szachownicy otwierają ogrom możliwości w umyśle, podobnie jak 32 litery w kulturze.