Takiego nagromadzenia szachowych znakomitości na terenie Polski jeszcze nie było. W maju w Legnicy można było spotkać 148 arcymistrzów. Pula nagród – ponad 100 tys. euro – to już poziom całkiem niezłych turniejów tenisowych. A mimo to Indywidualne Mistrzostwa Europy właściwie nie zainteresowały szerzej mediów. Gdzie leży przyczyna?
Ustępujący mistrz - Dmitrij Jakovenka i nadzieja Polaków - Jan Krzysztof Duda
Fot.TW-MEDIA
Kilka krótkich informacji w redagowanym
przeze mnie programie Sport regionalnej TVP Wrocław. Notatki w Przeglądzie Sportowym.
Relacje w lokalnych mediach. To właściwie cały przekaz z turnieju. Zbyt mały
jak na jego rangę. Tym bardziej, że w Polsce nie mamy przesytu największych
europejskich zawodów. Może Legnica leży zbyt daleko od dużych polskich miast, a
może decyduje specyfika dyscypliny?
Kondycja umysłu
Szachy to bardzo wymagająca
dyscyplina, o czym nie wiemy w powszechnej świadomości. Na wysokim poziomie
obok analitycznego myślenia i wyciągania wniosków daleko wykraczających poza
najbliższy ruch, potrzebują również zaskakująco - dla niezorientowanych -
dobrej kondycji fizycznej i odwagi. W takich kilkunastodniowych turniejach trzeba
zachować wysoką koncentrację nie tylko przez 5-6 godzin poświęcanych na każdą z
partii, ale też pozostały czas przeznaczany na analizę gry swojej i rywali.
Who is the Bad? I’m the Bad!
– głosił napis na koszulce Swietłany Czeredniczenko. I może to jest właśnie
rozwiązanie, choć raczej ładna Ukrainka chciała przekazać coś innego.
Paradoksalnie szachowi myśliciele sami wpędzają się w swój własny świat, w
którym analiza goni analizę. W znacznej większości nie zwracają przy tym uwagi na
to, co ich otacza. I jak sami w tym otoczeniu funkcjonują. Paradujące
rozciągnięte koszulki, koszule, spodnie i buty jakby wyjęte z prowincjonalnego
targowiska przytłaczały tych nielicznych wielbicieli królewskiej gry – jak
choćby gracze wrocławskiej Polonii Jolanta Zawadzka i Mateusz Bartel – którzy
do klasycznego, a przy tym modnego i efektownego ubioru przywiązują wagę nie
mniejszą niż do świata 64 pól.
To jeden z elementów, który
wpływa na społeczny odbiór dyscypliny, jej rangę. Widowisko musi być także
przed i po zawodach. To wymóg współczesności kładącej większy nacisk na
opakowanie.
Szachy to oczywiście gra
wymagająca ciszy i skupienia. Więc może na trwałe rozdzielić graczy od
publiczności? Może przygotowywać dwie sale: jedną dla graczy, gdzie panuje
nieustanna cisza, i drugą, dla widzów mogących oglądać na dużych ekranach
najlepsze partie i analizować w powszechnym szumie emocji poszczególne
posunięcia popijając kawę i zagryzając ciasteczka?
Linia mety
Jak bardzo szachy zamknięte
są w swoim własnym świecie pasjonatów, widać było w trakcie ostatniej rundy.
Gdy z operatorem kamery
Wojtkiem Majewskim weszliśmy do sali, natychmiast wiedzieliśmy gdzie jest
najciekawiej. Przy pierwszej szachownicy zebrał się tłum ludzi, przy którym dwójce
zawodników nawet oddychanie musiało sprawiać trudność. Lider turnieju –
Ukrainiec Alexander Moiseenko - grał z Rosjaninem Janem Nepomniachtchim.
Takiego zainteresowania meczem szachowym w Polsce nie było od dawna. W
Internecie obserwowało go kilkadziesiąt tysięcy pasjonatów królewskiej gry!
Moiseenko miał największą
wartościowość z wcześniejszych partii i już w trakcie ostatniej rundy było
wiadomo, że będzie mistrzem Europy. Ale on walczył o główną nagrodę. Walczył
jak lew, mimo niekorzystnej sytuacji. Po blisko 5-godzinnych zmaganiach jednak
poddał się rywalowi. Robił to z ciężkim sercem, bo w ten sposób tracił premię
14 tys. euro dla zawodnika, który zdobędzie największą liczbę punktów.
Ostatecznie w pewnym sensie
mamy aż 10 mistrzów Europy. Aż tylu zawodników zdobyło po 8 punktów. A
Ukrainiec okazał się tylko swego rodzaju primus inter pares. To on został
triumfatorem, ale w pełni zadowolony być nie mógł. – To był bardzo trudny
turniej. Grało tu wielu świetnych zawodników. Było naprawdę ciężko. Patrzę
jednak na to spokojnie. Jestem zadowolony – mówił mi po zakończeniu ostatniej
partii. Widać jednak było, że jest zmęczony 12-dniową rywalizacją. A może nieco
oszołomiony pechem, że główna nagroda wymknęła mu się na finiszu. Tak a propos
szczęścia i pecha - zwycięzca Mistrzostw grał z 13. numerem startowym.
Po zsumowaniu nagród dla
czołowej dziesiątki, i ich podziale dla tych szachistów, Ukrainiec Moiseenko
otrzymał 6,5 tys. euro. Podobnie jak Nepomniachtchi. Rosjanina nagrodziła walka
do końca. Z 18. miejsca awansował na 8. Wygrał z nowym mistrzem Europy. Jest w
elicie. Dwa niższe stopnie podium zajęli jednak inni Rosjanie – srebro
wywalczył Evgeny Alekseev, a brąz Evgeny Romanov.
Jak wyrównane są obecnie
szachy w Europie, świadczą choćby dwa fakty. Nowy mistrz kontynentu do turnieju
zgłosił się w ostatniej chwili. Ustępujący mistrz Rosjanin Dmitrij Jakovenka
zdobył 6,5 pkt, tyle samo co aktualny mistrz Polski Bartosz Soćko. Obaj zajęli
miejsca w ósmej dziesiątce!
Figury Polaków
Polacy grali na zmianę udanie, i słabo. Przed ostatnią rundą nie mieli szans na medale, ale walczyli jeszcze o 23 czołowe miejsca, które dawały przepustkę do Pucharu Świata. Niestety, żaden z naszych reprezentantów nie znalazł się w tym gronie. Najlepszy z biało-czerwonych Radosław Wojtaszek (43. miejsce) zdobył 7 punktów i do awansu zabrakło mu zaledwie pół punktu.
Polacy grali na zmianę udanie, i słabo. Przed ostatnią rundą nie mieli szans na medale, ale walczyli jeszcze o 23 czołowe miejsca, które dawały przepustkę do Pucharu Świata. Niestety, żaden z naszych reprezentantów nie znalazł się w tym gronie. Najlepszy z biało-czerwonych Radosław Wojtaszek (43. miejsce) zdobył 7 punktów i do awansu zabrakło mu zaledwie pół punktu.
Najlepiej chyba należy ocenić
grę młodych. Zaledwie 15-letni Jan Krzysztof Duda zdobył normę arcymistrzowską.
Zremisował kilka partii z zawodnikami o bardzo wysokich rankingach, m.in. z
broniącym tytułu Jakovenką. Docenił to osiągnięcie Włodzimierz Szmidt, krążący
po sali gier pierwszy w historii polski arcymistrz, który uzyskał ten tytuł nie
z nominacji, a po wypełnieniu normy Międzynarodowej Federacji Szachowej na ten
tytuł.
Jolanta Zawadzka wypełniła
normę na mistrza międzynarodowego. Już po raz trzeci w swojej karierze. Arcymistrzyni
kobiet (tytuły wśród pań nie są równoważne z tytułami wśród mężczyzn) na razie
jeszcze mistrzem międzynarodowym nie jest, bowiem nie wniosła opłaty
licencyjnej. – Jakoś dotychczas mi się nie chciało – jakby nieco wstydliwie
przyznała. To zawodniczka już bardzo w Europie rozpoznawalna. We Wrocławiu
również, co jak wiemy – „cudze chwalicie, swego nie znacie” - nie zawsze musi być
takie oczywiste. A jednak tę swoją karierę rozwija jakby w ciszy porównywalnej
do całej dyscypliny, przy mniejszym zainteresowaniu mediów niż można byłoby się
spodziewać.
Może wreszcie na popularność
szachów w naszym kraju wpływają niewielkie sukcesy Polaków? Może Małysz
skaczący po szachownicy i ogrywający największych światowych rywali mógłby coś
zmienić? Na wzrost popularności tej dyscypliny nie ma prostej recepty. To
raczej zespół czynników, skoordynowanych działań, których przeprowadzenie
powinno podnieść rangę tego sportu w społecznej świadomości. Przecież szachy to
piękna królewska gra – jak usłyszeliśmy w trakcie Mistrzostw - w której 64 pola
szachownicy otwierają ogrom możliwości w umyśle, podobnie jak 32 litery w
kulturze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz