poniedziałek, 23 lutego 2015

TOWAR NIEKUPIONY, ALE WŁASNY

W coraz bardziej zwariowanym świecie to media często dyktują warunki. W pogoni za oglądalnością i zyskiem dochodzi jednak do sytuacji kuriozalnych. Takich, jak w trakcie tenisowego turnieju we Wrocławiu.

Po 6 latach do Wrocławia wrócił duży tenis. Turniej rangi challenger to wprawdzie nie ATP, ale piłkę trzeba odbijać bardzo sprawnie, by sobie w nim poradzić. Potwierdzają to choćby przykłady polskich czołowych graczy Łukasza Kubota i Michała Przysiężnego, którzy mimo gry „w domu” odpadli już w pierwszej rundzie. A pojedynki półfinałowe i częściowo finał były zagrane na dobrym poziomie.
Półfinały w znacznej części widziałem, o finale mówię opierając się na innych relacjach. Finału bowiem nie oglądałem, choć przyjechałem do wrocławskiej hali Orbita z reporterską ekipą. Nie oglądałem, bo nie zostałem wpuszczony.
Już na 3 tygodnie przed turniejem potwierdzałem u organizatorów czy będę mógł filmować mecze i emitować relacje na antenie TVP. Otrzymywałem informacje – także jeszcze w trakcie sobotnich półfinałów – że wprawdzie transmisję przeprowadza stacja Polsat, ale ekipa TVP również może nagrywać materiał. Na potrzeby 50-sekundowego newsa szybko się uwinęliśmy. Nikt nie zwracał się do nas, byśmy zaprzestali filmowania lub zmienili miejsce przebywania z kamerą. Dlatego olbrzymim zaskoczeniem była dla nas postawa ochroniarzy w niedzielne popołudnie, którzy zakazali nam wejścia do hali. 3 fragmenty z całej mojej próby wyjaśnienia sytuacji są szczególnie interesujące i wiele mówiące.

1.Chłoptaś z Polsatu komunikując się telefonicznie z kimś ze swojej stacji stwierdził, że „ma problem z Publiczną”. Ponieważ szybko odszedł, nie zdążyłem mu wyjaśnić, że używanie takiego języka w relacjach publicznych świadczy wyjątkowo źle o nim, jego intelekcie, jak i o jego pracodawcy.
2.Po chwili organizatorzy dostarczyli jakiś niepodpisany świstek papieru będący podobno umową będącą zobowiązaniem stacji Polsat i organizatorów turnieju do przeprowadzenia transmisji z półfinałów i finałów turnieju. Punkt 6. tego czegoś mówił o przekazaniu Polsatowi praw telewizyjnych i marketingowych do …. fragmentów widowiska. Z uśmiechem wskazałem organizatorom, że chyba nie potrafią czytać zapisów prawnych. Niech Polsat sobie bierze te fragmenty. TVP – reprezentowana przez ekipę zdjęciową – weźmie sobie kilka innych fragmentów. Nasze pertraktacje jakoś nie spotkały się w jednym punkcie.
3.Nie spotkały się, bo jak stwierdził jeden z organizatorów „musi się podporządkować Polsatowi, bo Polsat robi im przysługę”.

Tak nieprofesjonalna finalizacja naszych wcześniejszych ustaleń sprowadza się do interesującej konkluzji: czy jednak w tej sytuacji – przy braku wyłączności Polsatu do przekazywania relacji z tej imprezy – relacja z turnieju na antenie TVP nie jest przypadkiem „robieniem” przysługi organizatorom turnieju? Było taką przysługą, i mimo zaangażowania środków (wysłanie ekipy zdjęciowej) nie doczekała się ona spodziewanej reakcji organizatorów turnieju. W tej sytuacji w niedzielnym programie sportowym TVP Wrocław nie było żadnej wzmianki o turnieju.
Oburzenie, a przy tym pusty śmiech budzi też fakt dysponowania publicznymi środkami. Na antenie TVP emitowane były spoty reklamowe zachęcające do przyjścia na tenisowe mecze. Gratuluję rzetelnego dysponowania pieniędzmi podatników.
Można powiedzieć, że wydarzenie we Wrocławiu jest jakby kontynuacją rywalizacji obu stacji telewizyjnych o prawa do pokazywania światowych wydarzeń w siatkówce. Wojna na górze, wojna na dole. Tylko dlaczego jednocześnie konsekwencje ponosi widz, Polak, który nie otrzymuje informacji? Ekipa TVP nie przyjechała do Orbity robić transmisji, ani nawet obszernego reportażu. Przyjechała zrobić krótkiego newsa na 1,5 minuty. Podobne do tego zachowania władz i pracowników Polsatu w przeszłości spowodowały, że zrezygnowałem z dekodera Polsatu i o nim zapomniałem. Ale Polsat nie daje zapomnieć o sobie.
Aby przeciwdziałać takim zachowaniom i działać jednocześnie na korzyść jak największej liczby odbiorców, ważne są wiedza i doświadczenie organizatorów wydarzeń sportowych w dysponowaniu prawami telewizyjnymi i marketingowymi. Większość z nich taką wiedzą i doświadczeniem pochwalić się nie może, co widać na przykładzie innych dyscyplin.

Tomasz Wlezień

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz