Fot. Krystyna Pączkowska/ Śląsk Wrocław
-Flavio…. – tu moi przypadkowi towarzysze podróży polskimi
pociągami zawiesili głos i spuścili oczy w geście obezwładniającej bezradności.
Tak, Flavio to przypadek wyjątkowy. Zawsze. I nie bardzo wiadomo co z nim
zrobić.
Flavio jest bratem Marco, jak na polską ligę piłkarza,
napastnika świetnego. Co więcej, Flavio, jest bliźniakiem Marco. A to sugeruje,
że powinien grać równie dobrze. Jednak nie gra.
Portugalczyk z Iranu
Już wiosenne występy Flavio w zespole Śląska kazały mocno
powątpiewać, czy sprowadzenie go do Wrocławia było dobrym krokiem. Wówczas
jednak wszystkie niepowodzenia można było zgonić na aklimatyzację w drużynie,
na kłopoty z przygotowaniami, na zmianę trenera (Stanislava Levego zastąpił
Tadeusz Pawłowski).
Latem wszystko podobno było już w jak najlepszym porządku. I
tylko od startu rozgrywek znów nie jest. – Teraz wiadomo dlaczego poprzednio
grał w Iranie – skonstatował znajomy z TVP, interesujący się polską (i nie
tylko) piłką.
Fakt, Flavio chyba tak bardzo chciał być odróżniany od brata
– do którego jest podobny jak dwie krople wody – że na boisku wymyślał
najdziwniejsze zagrania. Szło mu tak dobrze, że w zasadzie wszystko co
zamierzył, było złe. Grał jakby przeciw drużynie: za wolno, za szybko, nie w
tempo, zbyt samolubnie, albo niepotrzebnie oddając piłkę, podając za bardzo w
lewo, albo w prawo, albo za wysoko, albo za blisko….. Albo przewracając się w sposób
niewyobrażalny, jak choćby w 82. minucie wczorajszego meczu z Górnikiem Zabrze.
Zniecierpliwieni jego nieporadnością kibice tylko parsknęli śmiechem. – Co on
robi… – dało się słyszeć.
A jednak gra
Nawet gdy wszystko niby było dobrze, nie było. Autor relacji
internetowej z tego meczu na klubowej stronie Śląska zapisał w 85. minucie: „Cuuuuuuuuuuudowne
dłuuuuuuuuuuuugie podanie Hateley'a do Paixao. Flavio wpada w pole karne i
zagrywa wzdłuż linii bramkowej poza zasięgiem Steinborsa. Gości ratuje jednak
Shevelyukhin, który wybija piłkę sprzed nosa Sebastiana Mili”. W tej sytuacji Flavio
szukał Mili w największym gąszczu, gdzie w miarę łatwo jest trafić do bramki,
ale jeszcze łatwiej jest wybić piłkę. Tymczasem mógł znacznie wcześniej odchylić
piłkę do wbiegającego samotnie w pole karne innego piłkarza Śląska.
Aż wreszcie w doliczonym czasie gry otrzymał kapitalne
podanie od Sebastiana Mili i podwyższył na 2:0.
Wcześniej, w 34. minucie, również obecny kapitan Śląska –
czyli Flavio – otrzymał świetne podanie od poprzedniego kapitana Śląska,
Sebastiana Mili. I stał się bohaterem! Gospodarze pokonali Górnika Zabrze, lidera
T-Mobile Ekstraklasy, jako pierwsza polska drużyna w tym sezonie. – Nie jestem
gwiazdą, to drużyna była gwiazdą. Ja tylko byłem jednym z jej zawodników. Ale
fakt, czujemy się jak w niebie – mówił roześmiany po meczu jego bohater. Jeżeli
będzie to punkt zwrotny w jego karierze, kibicuję mu z całego serca, bo i ma spore
umiejętności, i jest sympatycznym gościem. I Śląsk na tym tylko zyska. A więc i cała polska
liga.
Sędziowie oddają błąd
Ta sama, która zaskakuje skrajnościami. Na przykład takimi,
że Śląsk najpierw przegrywa w Bełchatowie po dwóch rzutach karnych za
przypadkowe dotknięcie piłki ręką przez Krzysztofa Ostrowskiego. We Wrocławiu
zaś pokonuje Górnika po dwóch akcjach z minimalnych spalonych.
We Wrocławiu sędziował Daniel Stefański. – To najsłabszy
polski sędzia – powiedział Bohdan Smoleń, artysta kabaretowy, którego spotkałem
wychodząc z trybuny prasowej. Nie polemizuję, ale polska liga jest naprawdę
dziwna. Potrafi dobrych graczy zrzucić w dół, by za chwilę promować innych. Za
dużo w tym przypadkowości, za mało równego, wysokiego poziomu. – Śląsk niczym
nas nie zaskoczył. To my sami się zaskoczyliśmy swoją nieporadnością –
powiedział mi po meczu Seweryn Gancarczyk z Górnika Zabrze. Rzeczywiście,
zwłaszcza w ostatnim kwadransie meczu gospodarze intensywnie pracowali, by
stworzyć gościom dobre sytuacje strzeleckie. Górnik z prezentów nie skorzystał. Aż wreszcie nadeszła 93. minuta i
kapitalne, minimalnie spóźnione podanie Mili do Flavio…
Tomasz Wlezień
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz