Fot.TW-MEDIA
Trybuny w trakcie meczu Brazylia - Japonia miały wiele pustych miejsc.
Minęło już sporo czasu od tamtych wydarzeń, a jednak wciąż
do nich wracamy. Wiadomo – sprawa Stadionu Narodowego trafiła nawet do innego
narodowego – pana premiera Donalda Tuska. A co mi pozostanie we wspomnieniach z
wtorku 16 października 2012r.? Widowiska. I ich sceneria.
Lapidarium stadionowe
Pewnie państwo też to widzieli: ochroniarz goni po murawie
Stadionu Narodowego kibica uradowanego chyba tym, że po tygodniach jesiennej suszy
wreszcie spadł deszcz i może będzie wysyp grzybów. Goniec wykonuje piękny
wślizg. Czyli wiedział jak należy zachować się na boisku. Niestety (dla niego),
na szczęście (dla widowiska) nie trafił w ściganego. Na pełnej szybkości, z
imponującą gracją, wzbijając fontanny wody przeorał najcenniejszą trawę w
Polsce. Zwierzyna z radością pomknęła dalej umykając prześladowcy.
Scena przepiękna i piszę to z pełną powagą. Ileż tam było
baletu! Przecież żaden reżyser tej sceny by nie wyreżyserował, a operator –
sfilmował bez setki dubli. A tu proszę! Dwójka aktorskich naturszczyków dała
tak pełen profesjonalizmu pokaz. Kunsztu nawet, bym powiedział. Szacunek,
Panowie! Proponuję wysłać materiał filmowy do Gdyni, stolicy polskiej
kinematografii. Już dziś też obu bohaterów nominuję za równorzędne role drugoplanowe
do Piłkarskich Oskarów 2012.
Ten fragment przedmeczu Polska – Anglia, taki swoisty
zwiastun by zaciągnąć jednak niezdecydowanych przed telewizory następnego dnia,
na Antypodach wzbudził zachwyt nad poziomem europejskiej piłki i
wielofunkcyjnością naszego stadionu. Jak pięknie wyglądała trawa tworząc
cudowne tło dla bohaterów ostatniej akcji. I tylko chyba mniej zadowoleni byli
twórcy stadionu widząc we wtorkowy wieczór jak z każdą minutą ich cacko
zamienia się w najdroższe na świecie pole ryżowe.
Kto nie lubi Brazylii
Kilka godzin przed planowanym (w pierwotnym terminie, nie
uwzględniającym deszczu) spotkaniem Polski i Anglii wszedłem na trybuny stadionu we Wrocławiu. Właśnie
spełniało się jedno z moich marzeń – mogłem na żywo zobaczyć Brazylię.
Wprawdzie Kaka już nie ten co w AC Milan, od dawna nie ma
już Ronaldo, Ronaldinho, o Romario i Bebeto nie wspominając, gdyby sięgać
pamięcią tylko kilka i kilkanaście lat wstecz. A mimo to zapytajcie dzieciaki
na podwórku która reprezentacja jest najlepsza na świecie. Brazylia zawsze
będzie w czołówce odpowiedzi, bo też Canarinhos to zjawisko wyjątkowe w
światowej piłce. Otoczone nimbem świętości. Pięciokrotne mistrzostwo świata do
czegoś zobowiązuje.
Brazylijczycy, nawet nie tak doceniani jak dawne gwiazdy, choćby
Kaka, ale ten z 2007r. gdy zdobył Złotą Piłkę, to jednak zupełnie inny rozmiar,
niż zawodnicy Czech, Rosji i Grecji, których oglądaliśmy w czerwcu, w trakcie
Euro. Dlatego byłem rozczarowany, że trybuny meczu z Japonią nie były pełne. Na
początku spotkania, z powodu korka przy zjeździe z Autostradowej Obwodnicy
Wrocławia, zajęte ledwie w połowie.
Danie wykwintne, nie dla wszystkich
Kilka tygodni wcześniej rozmawiałem przy okazji meczu
I-ligowej Miedzi Legnica z nestorem dolnośląskich dziennikarzy sportowych –
Andrzejem Lewandowskim. Próbowałem go przekonać, że na meczu Brazylia – Japonia
stadion będzie pełen. No, może prawie pełen. Andrzej z pełnym przekonaniem
kontrował, że trybuny zostaną zajęte w połowie: bo lenistwo, bo przesyt piłką w
TV, bo mecz tylko towarzyski.
Choć we wtorkowe popołudnie było podobno około 30 tysięcy -
tak podają organizatorzy – po czasie przyznaję rację Andrzejowi, choć nie wiem,
czy przyczyna (niezbyt wielkiego jednak w moim odczuciu zainteresowania) leży tylko
tam, gdzie widział ją Andrzej. W jakimś stopniu tak, ale – jak się okazało - godzina rozgrywania meczu (14:10) i
konkurencja w postaci wieczornego meczu Polska – Anglia, który zdominował
medialne doniesienia i społeczne zainteresowanie, też miały znaczenie. Dużo
tych czynników.
Ja bym dodał jeszcze promocję, zwłaszcza w Niemczech i
Czechach, ale rozumiem, że w czasach kryzysu nie wydaje się pieniędzy, których
się nie posiada. Pewnie też trzeba wziąć pod uwagę kłopoty z kupnem biletów w
kasach stadionu, co już jest uchybieniem organizatora poważnym.
Mimo wszystko – nawet w erze Internetu, meczów, które w
milionie stacji telewizyjnych zobaczyć można codziennie w ilościach
niemożliwych do przerobienia, zobaczenie w Europie, w Polsce zespołu Brazylii
na żywo, w starciu z dobrym rywalem, to jest rarytas. Danie wykwintne, choć nie
obarczone ciężarem gatunkowym rywalizacji o punkty.
Uważam, że to wydarzenie nawet ciekawsze od trzech
rozgrywanych we Wrocławiu meczów Euro, bo Rosję, Grecję, Czechy i oczywiście
Polskę można oglądać niemal na co dzień. Nawet jeśli nie w Polsce, to blisko, w
sąsiednich krajach. Brazylia na Starym Kontynencie pojawia się nieczęsto.
Najpewniej przy okazji Mistrzostw Świata, niekiedy dla podobnych spotkań
towarzyskich. W Polsce poprzednio była w 1968 roku, więc najstarsi górale już
tego nie pamiętają. Dlaczego więc mimo różnych przeszkód kibice nie rzucili się
na Canarinhos? Nie wiem.
Samba na boisku
Kto był, to widział. Kto nie był, niech żałuje. Obie
reprezentacje przywiozły najmocniejsze składy. Nie zlekceważyły widowni na peryferiach
futbolowego świata. Nie mogły, bo mecz był pokazywany w 124 krajach.
Ofensywny potencjał Brazylijczycy mają ogromny. W defensywie
nie są słabi, bo pamiętajmy kto nimi dowodzi – Thiago Silva, drugi po Rio
Ferdinandzie pod względem wartości obrońca świata, za którego właściciele Paris
Saint-Germain zapłacili AC Milan 42 mln euro. Przy nim biegają: Adriano z
Barcelony, Neymar z Santosu, jeden z najbardziej utalentowanych młodych graczy
na świecie, co potwierdził we wtorkowe popołudnie, świetni Oscar i Ramires z FC
Chelsea, Marcelo i Kaka z Realu Madryt. Choć nie są to gracze tak rozpoznawalni,
jak dawne gwiazdy, niewiele reprezentacji może równać się z Brazylią. Na pewno
Hiszpanie, pozostali są w cieniu.
Pokonując w niedawnych spotkaniach 8:0 Chiny i 6:0 Irak
podobno Brazylia obiła słabeuszy. W tych przypadkach – tak, ale o Japonii już
tego bym nie mówił. Kilka dni wcześniej zawodnicy z Kraju Kwitnącej Wiśni
pokonali w Paryżu Francję 1:0. A nawet we Wrocławiu pokazała grę, z którą
prawdopodobnie by wygrała z Polską. W rankingu FIFA jest 23, Polska – 54.
Jakie mam wrażenia po meczu? Najbardziej podobał mi się Kaka!
Albo nie, Ramires. Albo nie – Oskar. Albo nie,
… echh! Cały zespół, w którym grę kreuje 10 zawodników. Dziesiątka
pomocników, którzy – wspomagani przez bramkarza – błyskawicznie przechodzą z
obrony do ataku. Grają razem, przez cały mecz. To prawdziwy, piękny futbol „na
tak”, w którym zespół atakując w sposób doskonały się broni.
I mają Canarinhos piłkarza już teraz wybitnego. A przecież
Neymar ma dopiero 21 lat. – Bardzo mi się podobał. Zresztą jak wszyscy
Brazylijczycy. Są świetni także jako zespół – po spotkaniu rozpływał się w
zachwytach japoński obrońca Maya Yoshida z Southampton, nowy kolega Artura
Boruca.
A trener Japonii, Włoch Alberto Zaccheroni dodał: - Nie
udało się dopuścić do paniki. Nie jest lekko przegrać 0:4, ale to cenne
doświadczenie. Brazylia pokazała czego nam brakuje. To czołowy zespół świata. Nie
nasz poziom…
Samba na trybunach
Trener Mano Menezes również komplementował rywali: - Japonia
to dobry zespół. Na początku meczu zrobiła nam sporo kłopotów. Mogła nawet
strzelić bramki. Ale po początkowych kłopotach zdołaliśmy wygrać.
-Jeszcze jeden, jeszcze jeden! – krzyczały dzieciaki na
trybunach. Faul na tańczącym z piłką Neymarze. Sędzia Marcin Borski gwiżdże,
publika klaszcze. Jęk zawodu gdy Hulk - niby napastnik, a podwieszony jak
pomocnik - z rzutu wolnego trafia w słupek. Oklaski dla schodzącego z boiska
Kaki, wrzawa przy zejściu Neymara. Podziękowania za pokaz. Widowisko. Dzieci
zapewne długo będą pamiętać to wydarzenie. To będzie ważny mecz w ich
indywidualnym zestawieniu.
Brazylia gościła w Polsce po raz drugi. Przed 44 laty
pokonali w Warszawie Polskę 6:3. Po dwóch latach ta reprezentacja – z Rivelino
i Pele - została mistrzem świata. Bardzo bym był kontent, gdyby ten scenariusz
się powtórzył.
Fot.TW-MEDIA
Paulinho przemknął niezauważenie przez polską ekstraklasę w
sezonie 2007/2008 ubierając koszulkę ŁKS Łódź. Dziś jest wyceniany na 30 mln
euro. We Wrocławiu zdobył pierwszą bramkę. – Bardzo się cieszę, że mogłem
ponownie zagrać w Polsce. A występy w waszej lidze dużo mi dały – mówił
dziennikarzom po meczu.
Na koniec mam jednak dwie uwagi związane bezpośrednio i
pośrednio z niecodziennym wydarzeniem. Boisko we Wrocławiu prezentowało się źle.
Trawa nie jest jednolitą darnią, przebijają się brązowe plamy. Kłopoty z murawą
to chyba nasza specjalność. W połowie października ta wrocławska wyglądała tak,
jak powinna wyglądać pod koniec listopada, albo w marcu. A przecież jej wymiana
w maju kosztowała ponad 1 mln zł.
Drugi problem związany jest z finansami. Mecz Brazylia –
Japonia był kolejną niedochodową imprezą na wrocławskim stadionie. Tym razem
Wrocław dołożył około 800 tys. zł. Nauka kosztuje – mówi stare i mądre
porzekadło. Tylko dlaczego tak drogo i długo?