Gdy obserwowałem otoczkę pierwszej próby rozegrania
piłkarskiego meczu Polska – Anglia, przypomniała mi się scena z bajek Disneya.
W jednej z nich Kaczor Donald pyta swoich małych siostrzeńców który z nich nabroił.
Każdy wskazał bez wahania na postać obok. – To nie ja, to on!
Mamy dach, ale zmokniemy na deszczu
16 października 2012r. nad Warszawę nadciągnął deszcz. Nikt
nie zamknął dachu na Stadionie Narodowym, woda zalała murawę. Mecz eliminacji
Mistrzostw Świata przełożono na następny dzień. Publiczność zaśpiewała
popularną piosenkę o Polskim Związku Piłki Nożnej. To fakty.
A teraz zabawa małych kaczorków pod tytułem: Kto nabroił?
Odpowiedź wciąż jeszcze urzędującego prezesa Grzegorza Lato, zamieszczona
następnego dnia w mediach: - Płacę za ten stadion 650 tysięcy złotych i to jest
w gestii operatora, aby ten obiekt był przygotowany na mecz. Ja przecież nie
kładę murawy, ja nie zamykam dachu. Dla mnie nie do przyjęcia jest, że trawa
razem z podłożem na Euro miała ponad 40 centymetrów, a
tutaj - 10. To nie jest moja wina, że tak się stało.
Prezes Narodowego Centrum Sportu, zarządzającego obiektem,
Robert Wojtaś: - Zasunięcie dachu kosztuje około 15-20 tys. zł. Dzień przed
meczem do godz. 15 dach był zamknięty. Jednak otworzyliśmy go na wyraźne
życzenie PZPN.
Wojtaś jeszcze we wtorek wieczorem tłumaczył, że w trakcie
opadów zasuwać dachu nie można, gdyż grozi to uszkodzeniem konstrukcji. Dzień
później powołał się na fragment instrukcji obsługi od producenta dachu. Według
firmy Cimolai Technology, w czasie deszczu system czujników uniemożliwia
uruchomienie systemu dachu ruchomego.
Głos w sprawie zabrał również Rafał Kapler, były szef
Narodowego Centrum Sportu: - Dach Stadionu Narodowego można rozłożyć nawet
podczas intensywnego deszczu. Robiliśmy to już podczas imprez, które się tam
odbywały.
Kapler dodał również bardzo ważne zdanie. Według niego zasadą
korzystania z dachu powinno być trzymanie go w pozycji zamkniętej przynajmniej
do pół godziny przed meczem. Dopiero wtedy można dach otworzyć - jeśli życzy
sobie tego organizator imprezy - bądź pozostawić zamknięty. Cała operacja trwa
około 20 minut. To ważna kwestia w kontekście Regulaminu Eliminacji i Finałów
Mistrzostw Świata FIFA. Stanowi on, że „jeżeli stadion posiada zamykany dach,
delegat FIFA w porozumieniu z sędzią głównym oraz przedstawicielami obydwu
drużyn podejmują przed meczem decyzję czy dach w trakcie spotkania będzie
otwarty czy zamknięty”.
Niestety, mimo deszczu, dach nad Narodowym był otwarty przez
cały dzień. Komisarz meczowy FIFA o godz. 20.00 podjął decyzję o zamknięciu
dachu. Jednakże przedstawiciele operatora stadionu poinformowali go, że jest to
niemożliwe właśnie ze względu na mocno padający deszcz.
Wyjątkowy Stadion Narodowy
Gościnność to cecha naprawdę wyjątkowa. Gdy 8 czerwca polscy
piłkarze grali mecz Euro 2012 z Grecją, dach Stadionu Narodowego został
zamknięty. Chyba po to, by zawodnicy z gorącego Półwyspu Peloponeskiego czuli
się jak u siebie w domu. Gdy 16 października przyjechała do nas Anglia, nie
zamknęliśmy dachu, by do wnętrza Stadionu Narodowego dostało się jak najwięcej
wody. Pewnie znów po to, by tym razem Anglicy czuli się jak na Wyspach. Wygląda
na to, że nikt z Polskiego Związku Piłki Nożnej nie sprawdził prognoz pogody.
Zaś NCS również zapomniało powiedzieć, że drenaż ułożony po niedawnym występie
Madonny ma 4-krotnie mniejszą wydajność niż w trakcie czerwcowego turnieju
Euro.
We wrześniu w felietonie pt. „Bałkański cyrk z piłką na
drugim planie” napisałem, że wracamy do Europy. Na mecz z Anglikami. Bardzo się
myliłem. Organizacyjnie nadal jesteśmy w zaścianku cywilizacji. Pewnie rację
miał Aleksander Bocheński, autor „Dziejów głupoty w Polsce”.
Kto zapłaci za straty?
Jedną decyzją o nie zamykaniu dachu zignorowano obie
reprezentacje, stacje telewizyjne, które transmitując jeden mecz przeprowadziły
dwie transmisje, ponad 50 tys. widzów na trybunach i miliony przed
telewizorami. Jakim wyzwaniem organizacyjnym, logistycznym i finansowym (z
bardzo możliwymi odszkodowaniami) jest przełożenie takiego meczu? Już w skali
jednego, szarego kibica tworzą się wysokie sumy. - Koszt transportu jednej osoby wynosił 70
złotych. Ile mamy teraz dopłacić za nocleg w stolicy? 200-300 złotych!? To jest
dramat! – mówił we wtorkowy wieczór dziennikarzom Radek, kibic z
Ełku. A przecież do tego trzeba dodać choćby dodatkowy dzień wolny od pracy.
Choć prezes Lato odpowiedzialność zrzuca na NCS, w tej
sytuacji największą część odpowiedzialności ponosi PZPN. To Związek był głównym
organizatorem meczu. Płacił, więc powinien wymagać. Ale żeby wymagać, trzeba
wiedzieć. A PZPN to od dawna 3 razy B: Bezwład, Bezmyślność i Betonowy upór.
Wprawdzie PZPN już zapowiedział, że w związku z poniesionymi
szkodami majątkową i wizerunkową wystąpi „do Ministerstwa Sportu i Turystyki z
roszczeniem o naprawienie poniesionych strat”, ale chyba dla dobra polskiej
piłki i przywrócenia w niej zdrowego rozsądku dobrze byłoby, by to PZPN
zapłacił wysokie odszkodowania. Nauka nierzadko musi boleć, by została zapamiętana
i przyswojona. Właśnie czytam wspomnienia Hansa von Ahlfen. Niemiecki generał z
czasów II wojny światowej podaje wojskową mądrość i poleca ją odnieść do całego
życia: „Czego nie doświadczysz, tego nie przećwiczysz. A czego nie
przećwiczysz, to nie zagra”. Proste, ale nieczęsto o tym pamiętamy.
Do czego służy rozsuwany dach?
Mamy w stolicy stadion wybudowany za ponad 1,976 mld zł, na
którym z powodu zwykłego deszczu nie można rozegrać meczu, mimo że obiekt ma
zasuwany dach. Można więc powiedzieć, że mamy parasol, ale możemy go używać
tylko gdy świeci słońce!
Gdy kilka miesięcy temu odbyła się publiczna prezentacja
dachu, obserwatorzy piali z zachwytu nad wyjątkowością widowiska. Tyle, że na
mecze przychodzi się dla widowisk piłkarskich, a nie na pokazy możliwości
technicznych urządzeń. Dla publiczności to może i pociągające, ale organizacja
międzynarodowych meczów to skomplikowane zadanie, któremu nie powinny
przeszkadzać Normalne Warunki Pogodowe. A przecież we wtorkowy wieczór w
Warszawie nie działo się nic nadzwyczajnego.
Warto przy tym zauważyć, że proces otwierania lub zamykania
dachu przeprowadza się jedynie w temperaturze powyżej 5 st. Celsjusza. Czyli że
rozgrywanie meczów na tym obiekcie późną jesienią lub wczesną wiosną może
zakończyć się takim samym skandalem, jak wtorkowe wydarzenia.
Trzeba więc zadać kilka pytań: Po co w takim razie
zaprojektowano i zbudowano drogą konstrukcję dachu, która znacznie podniosła
koszty całego stadionu? Jakie były istotne warunki zamówienia przed procesem
projektowania Stadionu Narodowego? Czy już wówczas było wiadomo, że dach nie
zawsze będzie mógł spełniać swoją funkcję?
Techniczne możliwości Stadionu Narodowego warto zestawić z Veltins-Arena w Schalke, znaną także pod starą nazwą
Arena Auf Schalke. Obiekt mogący pomieścić ponad 61 tysięcy widzów również
posiada wykonany z teflonu i włókna szklanego, zawieszony nad murawą dach,
którego połówki mogą być zamykane lub otwierane w zależności od panującej
pogody. Ponadto niemiecka arena ma wysuwaną na zewnątrz płytę boiska. Dzięki
temu w obiekcie można organizować na przykład duże targi, co oczywiście poprawia
jego rentowność. Ten stadion kosztował 191 mln euro, i choć oddany został do
użytku dość dawno, w 2001 roku, w starszej technologii konstrukcji i wyposażenia, a różnice w kursach walut bardzo utrudniają
porównania, jego cena daje sporo do myślenia w kontekście kosztów budowy
naszego Narodowego.
Głowa ważniejsza od twarzy
I teraz konkluzja. Scena z Kaczora Donalda idealnie obrazuje
odpowiedzialność za wybudowanie i użytkowanie Stadionu Narodowego. Tu każdy z
decydentów jest winien, choć nie można mówić o odpowiedzialności zbiorowej.
Bardzo mnie interesuje co będzie dalej. Nie przypuszczam jednak by instytucje
organizujące mecz i osoby na kierowniczych stanowiskach in gremio poniosły
dotkliwe konsekwencje podejmowania błędnych decyzji. Najwyżej, jak było w
przypadku Rafała Kaplera, nadzorującego budowę Stadionu Narodowego, nie
otrzymają premii. Ale za to zachowają własne głowy, choć już straciły twarz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz