niedziela, 28 października 2012

Bo to zła godzina była



Fot.TW-MEDIA
Trybuny w trakcie meczu Brazylia - Japonia miały wiele pustych miejsc.

Minęło już sporo czasu od tamtych wydarzeń, a jednak wciąż do nich wracamy. Wiadomo – sprawa Stadionu Narodowego trafiła nawet do innego narodowego – pana premiera Donalda Tuska. A co mi pozostanie we wspomnieniach z wtorku 16 października 2012r.? Widowiska. I ich sceneria.

Lapidarium stadionowe
Pewnie państwo też to widzieli: ochroniarz goni po murawie Stadionu Narodowego kibica uradowanego chyba tym, że po tygodniach jesiennej suszy wreszcie spadł deszcz i może będzie wysyp grzybów. Goniec wykonuje piękny wślizg. Czyli wiedział jak należy zachować się na boisku. Niestety (dla niego), na szczęście (dla widowiska) nie trafił w ściganego. Na pełnej szybkości, z imponującą gracją, wzbijając fontanny wody przeorał najcenniejszą trawę w Polsce. Zwierzyna z radością pomknęła dalej umykając prześladowcy.
Scena przepiękna i piszę to z pełną powagą. Ileż tam było baletu! Przecież żaden reżyser tej sceny by nie wyreżyserował, a operator – sfilmował bez setki dubli. A tu proszę! Dwójka aktorskich naturszczyków dała tak pełen profesjonalizmu pokaz. Kunsztu nawet, bym powiedział. Szacunek, Panowie! Proponuję wysłać materiał filmowy do Gdyni, stolicy polskiej kinematografii. Już dziś też obu bohaterów nominuję za równorzędne role drugoplanowe do Piłkarskich Oskarów 2012.
Ten fragment przedmeczu Polska – Anglia, taki swoisty zwiastun by zaciągnąć jednak niezdecydowanych przed telewizory następnego dnia, na Antypodach wzbudził zachwyt nad poziomem europejskiej piłki i wielofunkcyjnością naszego stadionu. Jak pięknie wyglądała trawa tworząc cudowne tło dla bohaterów ostatniej akcji. I tylko chyba mniej zadowoleni byli twórcy stadionu widząc we wtorkowy wieczór jak z każdą minutą ich cacko zamienia się w najdroższe na świecie pole ryżowe.

Kto nie lubi Brazylii
Kilka godzin przed planowanym (w pierwotnym terminie, nie uwzględniającym deszczu) spotkaniem Polski i Anglii wszedłem  na trybuny stadionu we Wrocławiu. Właśnie spełniało się jedno z moich marzeń – mogłem na żywo zobaczyć Brazylię.
Wprawdzie Kaka już nie ten co w AC Milan, od dawna nie ma już Ronaldo, Ronaldinho, o Romario i Bebeto nie wspominając, gdyby sięgać pamięcią tylko kilka i kilkanaście lat wstecz. A mimo to zapytajcie dzieciaki na podwórku która reprezentacja jest najlepsza na świecie. Brazylia zawsze będzie w czołówce odpowiedzi, bo też Canarinhos to zjawisko wyjątkowe w światowej piłce. Otoczone nimbem świętości. Pięciokrotne mistrzostwo świata do czegoś zobowiązuje.
Brazylijczycy, nawet nie tak doceniani jak dawne gwiazdy, choćby Kaka, ale ten z 2007r. gdy zdobył Złotą Piłkę, to jednak zupełnie inny rozmiar, niż zawodnicy Czech, Rosji i Grecji, których oglądaliśmy w czerwcu, w trakcie Euro. Dlatego byłem rozczarowany, że trybuny meczu z Japonią nie były pełne. Na początku spotkania, z powodu korka przy zjeździe z Autostradowej Obwodnicy Wrocławia, zajęte ledwie w połowie.

Danie wykwintne, nie dla wszystkich
Kilka tygodni wcześniej rozmawiałem przy okazji meczu I-ligowej Miedzi Legnica z nestorem dolnośląskich dziennikarzy sportowych – Andrzejem Lewandowskim. Próbowałem go przekonać, że na meczu Brazylia – Japonia stadion będzie pełen. No, może prawie pełen. Andrzej z pełnym przekonaniem kontrował, że trybuny zostaną zajęte w połowie: bo lenistwo, bo przesyt piłką w TV, bo mecz tylko towarzyski.
Choć we wtorkowe popołudnie było podobno około 30 tysięcy - tak podają organizatorzy – po czasie przyznaję rację Andrzejowi, choć nie wiem, czy przyczyna (niezbyt wielkiego jednak w moim odczuciu zainteresowania) leży tylko tam, gdzie widział ją Andrzej. W jakimś stopniu tak, ale – jak się okazało -  godzina rozgrywania meczu (14:10) i konkurencja w postaci wieczornego meczu Polska – Anglia, który zdominował medialne doniesienia i społeczne zainteresowanie, też miały znaczenie. Dużo tych czynników.
Ja bym dodał jeszcze promocję, zwłaszcza w Niemczech i Czechach, ale rozumiem, że w czasach kryzysu nie wydaje się pieniędzy, których się nie posiada. Pewnie też trzeba wziąć pod uwagę kłopoty z kupnem biletów w kasach stadionu, co już jest uchybieniem organizatora poważnym.
Mimo wszystko – nawet w erze Internetu, meczów, które w milionie stacji telewizyjnych zobaczyć można codziennie w ilościach niemożliwych do przerobienia, zobaczenie w Europie, w Polsce zespołu Brazylii na żywo, w starciu z dobrym rywalem, to jest rarytas. Danie wykwintne, choć nie obarczone ciężarem gatunkowym rywalizacji o punkty.
Uważam, że to wydarzenie nawet ciekawsze od trzech rozgrywanych we Wrocławiu meczów Euro, bo Rosję, Grecję, Czechy i oczywiście Polskę można oglądać niemal na co dzień. Nawet jeśli nie w Polsce, to blisko, w sąsiednich krajach. Brazylia na Starym Kontynencie pojawia się nieczęsto. Najpewniej przy okazji Mistrzostw Świata, niekiedy dla podobnych spotkań towarzyskich. W Polsce poprzednio była w 1968 roku, więc najstarsi górale już tego nie pamiętają. Dlaczego więc mimo różnych przeszkód kibice nie rzucili się na Canarinhos? Nie wiem.

Samba na boisku
Kto był, to widział. Kto nie był, niech żałuje. Obie reprezentacje przywiozły najmocniejsze składy. Nie zlekceważyły widowni na peryferiach futbolowego świata. Nie mogły, bo mecz był pokazywany w 124 krajach.
Ofensywny potencjał Brazylijczycy mają ogromny. W defensywie nie są słabi, bo pamiętajmy kto nimi dowodzi – Thiago Silva, drugi po Rio Ferdinandzie pod względem wartości obrońca świata, za którego właściciele Paris Saint-Germain zapłacili AC Milan 42 mln euro. Przy nim biegają: Adriano z Barcelony, Neymar z Santosu, jeden z najbardziej utalentowanych młodych graczy na świecie, co potwierdził we wtorkowe popołudnie, świetni Oscar i Ramires z FC Chelsea, Marcelo i Kaka z Realu Madryt. Choć nie są to gracze tak rozpoznawalni, jak dawne gwiazdy, niewiele reprezentacji może równać się z Brazylią. Na pewno Hiszpanie, pozostali są w cieniu.
Pokonując w niedawnych spotkaniach 8:0 Chiny i 6:0 Irak podobno Brazylia obiła słabeuszy. W tych przypadkach – tak, ale o Japonii już tego bym nie mówił. Kilka dni wcześniej zawodnicy z Kraju Kwitnącej Wiśni pokonali w Paryżu Francję 1:0. A nawet we Wrocławiu pokazała grę, z którą prawdopodobnie by wygrała z Polską. W rankingu FIFA jest 23, Polska – 54.
Jakie mam wrażenia po meczu? Najbardziej podobał mi się Kaka! Albo nie, Ramires. Albo nie – Oskar. Albo nie,  … echh! Cały zespół, w którym grę kreuje 10 zawodników. Dziesiątka pomocników, którzy – wspomagani przez bramkarza – błyskawicznie przechodzą z obrony do ataku. Grają razem, przez cały mecz. To prawdziwy, piękny futbol „na tak”, w którym zespół atakując w sposób doskonały się broni.
I mają Canarinhos piłkarza już teraz wybitnego. A przecież Neymar ma dopiero 21 lat. – Bardzo mi się podobał. Zresztą jak wszyscy Brazylijczycy. Są świetni także jako zespół – po spotkaniu rozpływał się w zachwytach japoński obrońca Maya Yoshida z Southampton, nowy kolega Artura Boruca.
A trener Japonii, Włoch Alberto Zaccheroni dodał: - Nie udało się dopuścić do paniki. Nie jest lekko przegrać 0:4, ale to cenne doświadczenie. Brazylia pokazała czego nam brakuje. To czołowy zespół świata. Nie nasz poziom…

Samba na trybunach
Trener Mano Menezes również komplementował rywali: - Japonia to dobry zespół. Na początku meczu zrobiła nam sporo kłopotów. Mogła nawet strzelić bramki. Ale po początkowych kłopotach zdołaliśmy wygrać.
-Jeszcze jeden, jeszcze jeden! – krzyczały dzieciaki na trybunach. Faul na tańczącym z piłką Neymarze. Sędzia Marcin Borski gwiżdże, publika klaszcze. Jęk zawodu gdy Hulk - niby napastnik, a podwieszony jak pomocnik - z rzutu wolnego trafia w słupek. Oklaski dla schodzącego z boiska Kaki, wrzawa przy zejściu Neymara. Podziękowania za pokaz. Widowisko. Dzieci zapewne długo będą pamiętać to wydarzenie. To będzie ważny mecz w ich indywidualnym zestawieniu.
Brazylia gościła w Polsce po raz drugi. Przed 44 laty pokonali w Warszawie Polskę 6:3. Po dwóch latach ta reprezentacja – z Rivelino i Pele - została mistrzem świata. Bardzo bym był kontent, gdyby ten scenariusz się powtórzył.


Fot.TW-MEDIA
Paulinho przemknął niezauważenie przez polską ekstraklasę w sezonie 2007/2008 ubierając koszulkę ŁKS Łódź. Dziś jest wyceniany na 30 mln euro. We Wrocławiu zdobył pierwszą bramkę. – Bardzo się cieszę, że mogłem ponownie zagrać w Polsce. A występy w waszej lidze dużo mi dały – mówił dziennikarzom po meczu.

Na koniec mam jednak dwie uwagi związane bezpośrednio i pośrednio z niecodziennym wydarzeniem. Boisko we Wrocławiu prezentowało się źle. Trawa nie jest jednolitą darnią, przebijają się brązowe plamy. Kłopoty z murawą to chyba nasza specjalność. W połowie października ta wrocławska wyglądała tak, jak powinna wyglądać pod koniec listopada, albo w marcu. A przecież jej wymiana w maju kosztowała ponad 1 mln zł.
Drugi problem związany jest z finansami. Mecz Brazylia – Japonia był kolejną niedochodową imprezą na wrocławskim stadionie. Tym razem Wrocław dołożył około 800 tys. zł. Nauka kosztuje – mówi stare i mądre porzekadło. Tylko dlaczego tak drogo i długo?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz