Czy już mówiłem, że podziwiam
Słoweńców? Na tym blogu jeszcze nie. Otóż tak, podziwiam Słoweńców! Za ich
postawę na sportowych arenach całego świata. Za to, że choć reprezentują
populację tak mikrą, że w skali choćby tylko Europy trudno ich zauważyć, to już
w świecie sportu może olbrzymami nie są, ale też w kilku najważniejszych grach
naszych czasów, a także w sportach zimowych początku XXI wieku są siłą, z którą
liczyć się trzeba.
Fot.TW-MEDIA
4 godziny i 4 minuty spędzone
na korcie zmęczyły najlepszy polski debel tak bardzo, że przegrał pojedynek ze
Słoweńcami.
Zacznijmy od początku,
żebyśmy wiedzieli z kim mamy do czynienia. Słowenia ma 2 miliony 56 tysięcy
obywateli. Dla porównania stolica Polski ma 1 milion 711 tysięcy mieszkańców.
Lublana, Maribor, Novo Mesto, Celje i Kranj,
czyli 5 największych miast Słowenii, łącznie mają mniej mieszkańców niż
Wrocław.
Mali, ale wielcy
Oto cytat z jednego z
polskich portali sprzed kilku tygodni. Dotyczy styczniowych Mistrzostw Świata w
piłce ręcznej w Hiszpanii: „Polska przegrała ze
Słowenią 24-25 bardzo ważny mecz (…), bo zatrzymał nas bramkarz Primoż Prost.”
To tylko połowicznie prawda. Przypominam, grały reprezentacje narodów niemal 39-milionowego
i 2-milionowego. Polska przegrała, bo ma gorszy system edukacji fizycznej i
szkolenia w klubach, w tym przypadku – w piłce ręcznej. Ale nie tylko. Nieźle
radzą sobie słoweńscy siatkarze i siatkarki, koszykarki.
Ilu Polska miała koszykarzy w
najlepszej lidze świata, amerykańskiej NBA? Trzech: Cezarego Trybańskiego, Macieja
Lampe i Marcina Gortata. A iloma może poszczycić się Słowenia? Zaczynamy
wyliczankę: Goran Dragić, Boštjan Nachbar, Radoslav Nesterović, Primož Brezec,
Marko Milič, Saša Vujačić, Beno Udrih. W tym meczu mamy wynik 7:3 dla Słowenii.
O kolejnych Słoweńcach zasiedlających najlepsze zespoły najlepszych
europejskich lig nie wspomnę. Piłkarze nożni z Bałkanów grali w Mistrzostwach
Świata 2002 i 2010 oraz w Mistrzostwach Europy 2000r., choć w międzynarodowych
rozgrywkach uczestniczą zaledwie od 1991r.
Radując się z postawy
polskich skoczków narciarskich w trwającym sezonie wspomnijmy, że w poprzednich
latach najczęściej lądowali tuż za bulą. Honoru kraju nad Wisłą i Odrą
zazwyczaj bronił jeden zawodnik (cofając się chronologicznie): Kamil Stoch,
Adam Małysz, Robert Mateja, Piotr Fijas, Wojciech Fortuna, Bronisław Czech,
Stanisław Marusarz. Słoweńców śmigających nad zeskokiem jestem w stanie
wyliczyć podobną liczbę sięgając pamięcią tylko w ostatnie 20-30 lat: Miran
Tepeš, Primož Ulaga, Rok Benkovič, Jernej Damjan, Damjan Fras, Franci Petek,
Primož Peterka, Jure Radelj, Matjaž Zupan, Peter Žonta.
Ilu świetnych skoczków mają
obecnie Słoweńcy w czołowej trzydziestce Pucharu Świata? Czterech: Jaka Hvala,
Robert Kranjec, Petr Prevc, Jurij Tepeš. Ilu Polacy? Trzech: Kamil Stoch,
Maciej Kot, Piotr Żyła.
Petra Majdič to w
narciarstwie biegowym zawodniczka wybitna, której wielkości niemal się nie dostrzega,
bo miała pecha startować równocześnie z takimi gigantami, jak Marit Bjoergen i
nasza Justyna Kowalczyk.
Znacznie gorzej dla nas jest
w narciarstwie alpejskim. Jure Košir, Bojan Križaj, Mateja Svet, czy królująca
obecnie na stokach Tina Maze, to dla Polski wzory po prostu niedościgłe.
Teraz idziemy na kort
Po co robię tę wydawałoby się
przydługą wyliczankę? Żeby unaocznić, z kim rywalizujemy. Kolejną odsłonę pokazu
sportowego kunsztu obywateli państwa, które w naszej świadomości powstało z
rozpadu Jugosławii, mieliśmy okazję oglądać kilka dni temu we Wrocławiu. W Hali
Stulecia niby to Polacy byli faworytami tenisowego meczu Pucharu Davisa, ale
bardziej ze względu na miejsce rozgrywania spotkania, niż rzeczywiste
umiejętności. Wystarczy porównać miejsca zajmowane w pierwszej setce światowego
rankingu ATP. Jerzy Janowicz jest 25, Grega Žemlja – 60, Aljaz Bedene – 77,
Łukasz Kubot – 78, Blaž Kavcic – 83. Można powiedzieć: 3:2 dla Słowenii! W
całym meczu wynik był taki sam, na szczęście nas korzyść Polski. Grega Żemlja i
Blaž Kavčič i Tomislav Ternar (który ostatecznie zastąpił Aljaza Bedene) na
korcie Hali Stulecia reprezentowali – co przypominam – kraj 2-milionowy, Polacy
– niemal 39-milionowy.
Dotychczas ze Słoweńcami
graliśmy trzykrotnie. Za każdy razem wynik brzmiał 3:2. Dwukrotnie wygrali
Polacy, raz – Słoweńcy. To pokazuje, jak trudno się rywalizuje z bałkańskimi
wojownikami. Doskonale widoczne to było w pojedynku deblowym. Słoweński debel Žemlja
- Kavčič na korcie spotkał się dopiero po raz czwarty. Na dodatek to singliści,
dla których tworzenie na korcie pary jest tylko odmianą treningu do pojedynków znacznie
poważniejszych.
Mariusz Fyrstenberg i Marcin Matkowski
w deblowym rankingu ATP zajmują miejsca 17 i 18. Na korcie spędzili razem tysiące
godzin. Przy stanie 10:10 w piątym secie Polacy prowadzili 30:0. – Mamy ich! -
krzyknął ktoś z trybun. Błąd! Nasi gracze nie zdołali przełamać serwisu rywali.
Zrobiło się 10:11. – Nie wykorzystywaliśmy dziś decydujących piłek. A oni
serwowali dziś jak najlepsi debliści świata. Zagrali rozluźnieni, nie mieli nic
do stracenia – mówił potem na konferencji Marcin Matkowski.
Zapytajmy Słoweńców
Jakie to wszystko ma dla nas
znaczenie? Fundamentalne. Właśnie z doświadczeń takich nacji jak Słowenia
Polska powinna czerpać wiedzę pozwalającą nam reformować nasz sport. Jak ze
skromnej populacji wyszkolić sportowców, zbudować drużyny rozpoznawalne na
światowych arenach. Z jednym zastrzeżeniem: prawie 20-krotnie liczniejsza
Polska może i powinna wspierać także inne dyscypliny, niż kilka wybranych w
narodowych programach. W tym kontekście ostatnie osiągnięcie „ministry” Anny
Muchy i jej nieudolnych współpracowników jest posunięciem udowadniającym jak
wielką ignorancję mają ludzie zarządzający polskim sportem. O tym jednak
napiszę w jednym z kolejnych felietonów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz