Fot. TW-MEDIA
Piłkarze KGHM Zagłębia Lubin wygrali ze Śląskiem po raz pierwszy od 2002 roku.
Niezorientowanym od razu wyjaśniam, że tytuł tego felietonu
nie oznacza, że zwariowałem. Varia to z języka łacińskiego zbiór różnorodnych
tekstów, myśli lub notatek zebranych w jakiejś publikacji.
Łacina to piękny język
Co mnie podkusiło by posłużyć się łaciną? Przede wszystkim
to, że na piłkarskich stadionach jakże często – niestety - to łacina jest
językiem nie tyle urzędowym, co obowiązującym.
Tyle, że nie ta podręcznikowa, piękna, a jakaś taka - by nie odbiegać daleko
od istoty sprawy - skrzywiona, wypaczona. Curva właściwie. „Wygramy, wygramy,
wygramy. Kurwy pokonamy”. To częsta puenta kibicowskich przyśpiewek. Większość
chórzystów nie wie, że curva w języku łacińskim oznacza zakręt, skrzywienie,
krzywą. I może właśnie coś w tym jest, bo ci śpiewający muszą być wyjątkowo
skrzywieni, jeśli takie brednie wydzierają ze swoich gardeł.
Zdziczenie, schamienie obyczajów panujących na trybunach, na
internetowych forach, ale też na ulicach i w pociągach w drodze na stadion i po
meczu szczególnie boli mnie we Wrocławiu. Z lat bardzo odległych, bo już
sięgających trzech dekad wstecz pamiętam przyśpiewkę tyleż wzniosłą, co
przypominającą „marnym” przeciwnikom Śląska na trybunach i na boisku kto tu
rządzi. „Kto mistrzem jest? Kto mistrzem jest? Oczywiście Śląsk WKS!” Warto do
niej wrócić, zwłaszcza, że przecież Śląsk to Aktualny Mistrz Polski!
Przypominam to choćby dlatego, że najlepsza drużyna w kraju
zasługuje na coś więcej niż chamskie zachowanie.
Czkawka po derbach
Generalizuję, bo na co dzień na wrocławskim stadionie nie
jest źle. Najzagorzalsi kibice wspierają wrocławski zespół raczej kulturalnie,
a przy tym żywiołowo i z sercem. Niekiedy jednak się zapominają i wówczas
przekraczają tę cienką granicę, za którą są zachowania nie do przyjęcia na
stadionie. Nie do przyjęcia w miejscu publicznym. Bywają chamskie okrzyki,
odpalanie rac (prawnie przecież zabronione) i rozwijanie transparentów o
treściach z pogranicza historii i polityki. A przecież gdy polityka wchodzi do
sportu, sport się kończy.
Zdarzają się również burdy, zarówno na stadionie – choćby w
przypadku meczu eliminacji Ligi Mistrzów z Buducnostią Podgorica – jak i w
pociągach, gdy zastraszeni podróżni boją się o swoje zdrowie, bo władza, którą
oni wybrali w demokratycznych wyborach robi tak niewiele, by za ten wybór
zapewnić im bezpieczeństwo.
Nagromadzenie i eskalacja takich zachowań nastąpiły w
trakcie niedawnych dolnośląskich derbów z KGHM Zagłębiem Lubin. Goście z Lubina
chyba poczuli się jak u siebie w domu, więc zaczęli wyzywać gospodarzy i
odpalać race świetlne oraz dźwiękowe, zdemolowali toalety. Trybuny zaczęły
przypominać wojnę.
To, że neandertale z obu stron nie rozumieją, że takie
przedstawienie dla normalnej, dorosłej części widowni jest niewłaściwe, żenujące
i nieakceptowane, właściwie mnie nie dziwi. Podobnie jak to, że nie zdają sobie
sprawy czym są ich popisy dla dzieci, które przyszły ze swoimi rodzicami by się
pobawić, by zobaczyć niecodzienne zjawisko, jakim jest pobyt z kilkunastoma,
kilkudziesięcioma tysiącami ludzi na trybunach i oglądanie meczu.
Bardzo mnie jednak dziwi i oburza, że takie zachowania tak
rzadko spotykają się ze zdecydowaną reakcją klubów piłkarskich, jako
organizatorów i współorganizatorów meczów, policji i sądownictwa. Za kosztowną
obecnością uzbrojonych oddziałów Policji na stadionach nie idzie skuteczność
aparatu ścigania. Pieniądze za dodatkowe akcje dla policjantów pochodzą z
podatków, które płacą ci, którzy na trybunach – choć są spokojni – tak naprawdę
są intruzami. Czy ktoś coś z tego rozumie?
Wykopać normalnych ludzi ze stadionów
Po wydarzeniach z 28 października Policja zatrzymała 6
kibiców KGHM Zagłębia Lubin. Prokuratura Rejonowa przygotowała akt oskarżenia,
sprawa szybko trafiła do Sądu Rejonowego Wrocław Fabryczna. Tylko jeden z tej
szóstki otrzymał karę, której dolegliwość może wstrząsnąć ukaranym. Został
skazany na 4 miesiące ograniczenia wolności i nakaz 20 godzin nieodpłatnej
pracy oraz zakaz wstępu na imprezy masowe przez 2 lata. Pozostali kompani
otrzymali wyroki pozbawienia wolności w zawieszeniu i zakazy wstępu na imprezy
masowe na stadionach. To nie jest żadna kara! To jest udawanie, że wykonuje się
obowiązki i że zabezpiecza się społeczeństwo.
Również wrocławianie zasłużyli się w derbach. Czwórka
naruszyła nietykalność policjantów. Dwójce z nich grozi do 10 lat więzienia.
Dwójka niepełnoletnich odpowie przed Sądem Rodzinnym. Czekamy na wyniki
postępowań.
Choć czynności nadal są prowadzone, taki przebieg zdarzeń na
trybunach, a później brak skutecznych działań organizatorów imprez masowych i
nieskuteczność aparatu sądowniczego wciąż skutecznie odstraszają ludzi od
przyjścia na stadion. To właściwie wykopanie takich ludzi, bo brak lub mizerna
reakcja wobec bandytów w rzeczywistości obraca się przeciwko normalnym obywatelom.
Tak się zastanawiam, kto wreszcie wysprząta stadiony z bandytów? Nie mam
wątpliwości, że musi to być działanie zdecydowane, bo przecież neandertala nie
da się edukować.
Klubowa niemoc z majtkami
Pirotechnika na stadionach jest zakazana. Za wnoszenie lub
posiadanie na imprezie masowej wyrobów pirotechnicznych grozi grzywna, kara
ograniczenia wolności lub nawet do 5 lat pozbawienia wolności. Pytanie:
Dlaczego złapani nie zapłacili wysokich grzywien? – jest na razie bez
odpowiedzi. Ale za to wysokie kary otrzymały kluby od Komisji Ligi Ekstraklasy,
czyli organizatora rozgrywek. Śląsk musi zapłacić 20 tys. zł. Jego kibice nie mogą
jechać – jako grupa zorganizowana – na dwa mecze wyjazdowe. Zagłębie musi
zapłacić 10 tys. zł. Z kolei jego sympatycy nie pojadą na cztery spotkania na
wyjeździe. Ponadto najbliższe dwa spotkania derbowe - w Lubinie i we Wrocławiu
- odbędą się bez kibiców gości.
Co to za kary? Gdzie tu jest dolegliwość dla sprawców? Że
nie przyjdą na stadion? Nie przyjdą w grupie, ale indywidualnie mogą sobie
spokojnie kupić bilety.
Dolegliwość sięgnęła Śląsk, który odpowie za niedopatrzenie
wynajętych przez siebie służb, które – choć obklepywały wchodzących na stadion
– nie zaglądały do majtek. Przy okazji oberwało Zagłębie. To głupota organizatorów
rozgrywek, którzy swoimi dyscyplinarnymi rozwiązaniami dostosowują się do złego
systemu karnego w Polsce. Przecież powinno być odwrotnie: gdyby wyłapani
prowodyrzy burd i wnoszący materiały pirotechniczne na stadion zapłacili po 20
tys. zł, natychmiast przestaliby się w to bawić. Trybuny zajęte byłyby już
tylko sportem.
Pamięć w sporcie też jest ważna
Na boisku odbywał się już właściwy mecz, w którym Zagłębie
było od Śląska zdecydowanie lepsze. Nie w jakiś elementach gry, nie w kilku
fragmentach meczu. Było lepsze przez 90 minut. Tyle, że jego zawodnicy nie
zagrali bardzo dobrego meczu. Zagrali przeciętnie. To Śląsk był koszmarnie
słaby: szybkościowo, taktycznie. Dlatego przegrał 0:2.
Wrocławscy piłkarze wyglądali, jakby kiedyś potrafili grać w
piłkę, tylko na to popołudnie akurat zapomnieli. Wchodzący na konferencję
prasową trener Stanislav Levy był wściekły. Nawet nie starał się tego ukrywać.
Po 2 miesiącach pracy z zespołem Śląska Wrocław jego piłkarze zagrali z KGHM
Zagłębiem Lubin katastrofalnie. W drużynie gospodarzy nawet gracze wyróżniający
się na tle kolegów miewali zagrania … hm… nieracjonalne.
-Stałe fragmenty gry? Beznadziejne. Mam do siebie mnóstwo
pretensji – mówił tuż po zejściu z boiska Sebastian Mila. Choć do niego można
mieć najmniej uwag spośród zawodników z pola.
W ciągu tygodnia wrocławianie, z Milą na czele, przypomnieli
sobie jak gra się w piłkę. A zwłaszcza jak rozgrywa się stałe fragmenty.
Rozbili w Szczecinie Pogoń 3:0. Tę samą Pogoń, która na inaugurację sezonu
pokonała KGHM Zagłębie 4:0.
Właśnie to Zagłębie, po wygranych dolnośląskich derbach, w
ciągu tygodnia zapomniało jak należy grać w piłkę. Uległo na własnym stadionie
Podbeskidziu Bielsko-Biała 1:2, dla którego była to nie tylko pierwsza wygrana
w tym sezonie, ale też pierwsza od 224 dni w ekstraklasie.
Co się stało z lubińskimi piłkarzami? Zapomnieli swych
umiejętności, jak Adam Banaś, który dał sobie odebrać piłkę zasłaniając ją przy
linii końcowej? Czy może wręcz przeciwnie: przypomnieli sobie swój właściwy
poziom umiejętności, od którego mecz ze Śląskiem stanowił tylko odstępstwo?
Zastanawiam się bowiem jak Arkadiusz Woźniak nie wykorzystał świetnego dogrania
Pawła Widanova! Zastanawiam się jak Szymon Pawłowski, mistrz dryblingu, mija
dwóch rywali z Bielska i nie potrafi wyłożyć piłki nie obstawionemu koledze…
Radio futbol
Na koniec jakiś lżejszy temat. Zapraszam na antenę Akademickiego
Radia Index 96 FM, emitowanego w Zielonej Górze. Łukasz Radkiewicz w audycji „piłkaWgrze” przedstawia nie tylko zmagania trzecioligowych piłkarzy Lechii Zielona Góra, ale sięga również do T-Mobile Ekstraklasy. 6
listopada na antenie ukazał się czternasty odcinek programu. Miałem przyjemność
w nim także wystąpić rozmawiając z autorem audycji o wydarzeniach na boiskach
piłkarskiej ekstraklasy. Zapraszam do programu, który można znaleźć pod
następującym adresem:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz