czwartek, 8 listopada 2012

Futbolowe varia


Fot. TW-MEDIA
Piłkarze KGHM Zagłębia Lubin wygrali ze Śląskiem po raz pierwszy od 2002 roku.


Niezorientowanym od razu wyjaśniam, że tytuł tego felietonu nie oznacza, że zwariowałem. Varia to z języka łacińskiego zbiór różnorodnych tekstów, myśli lub notatek zebranych w jakiejś publikacji.

Łacina to piękny język
Co mnie podkusiło by posłużyć się łaciną? Przede wszystkim to, że na piłkarskich stadionach jakże często – niestety - to łacina jest językiem nie tyle urzędowym, co obowiązującym.  Tyle, że nie ta podręcznikowa, piękna, a jakaś taka - by nie odbiegać daleko od istoty sprawy - skrzywiona, wypaczona. Curva właściwie. „Wygramy, wygramy, wygramy. Kurwy pokonamy”. To częsta puenta kibicowskich przyśpiewek. Większość chórzystów nie wie, że curva w języku łacińskim oznacza zakręt, skrzywienie, krzywą. I może właśnie coś w tym jest, bo ci śpiewający muszą być wyjątkowo skrzywieni, jeśli takie brednie wydzierają ze swoich gardeł.
Zdziczenie, schamienie obyczajów panujących na trybunach, na internetowych forach, ale też na ulicach i w pociągach w drodze na stadion i po meczu szczególnie boli mnie we Wrocławiu. Z lat bardzo odległych, bo już sięgających trzech dekad wstecz pamiętam przyśpiewkę tyleż wzniosłą, co przypominającą „marnym” przeciwnikom Śląska na trybunach i na boisku kto tu rządzi. „Kto mistrzem jest? Kto mistrzem jest? Oczywiście Śląsk WKS!” Warto do niej wrócić, zwłaszcza, że przecież Śląsk to Aktualny Mistrz Polski!
Przypominam to choćby dlatego, że najlepsza drużyna w kraju zasługuje na coś więcej niż chamskie zachowanie.

Czkawka po derbach
Generalizuję, bo na co dzień na wrocławskim stadionie nie jest źle. Najzagorzalsi kibice wspierają wrocławski zespół raczej kulturalnie, a przy tym żywiołowo i z sercem. Niekiedy jednak się zapominają i wówczas przekraczają tę cienką granicę, za którą są zachowania nie do przyjęcia na stadionie. Nie do przyjęcia w miejscu publicznym. Bywają chamskie okrzyki, odpalanie rac (prawnie przecież zabronione) i rozwijanie transparentów o treściach z pogranicza historii i polityki. A przecież gdy polityka wchodzi do sportu, sport się kończy.
Zdarzają się również burdy, zarówno na stadionie – choćby w przypadku meczu eliminacji Ligi Mistrzów z Buducnostią Podgorica – jak i w pociągach, gdy zastraszeni podróżni boją się o swoje zdrowie, bo władza, którą oni wybrali w demokratycznych wyborach robi tak niewiele, by za ten wybór zapewnić im bezpieczeństwo.
Nagromadzenie i eskalacja takich zachowań nastąpiły w trakcie niedawnych dolnośląskich derbów z KGHM Zagłębiem Lubin. Goście z Lubina chyba poczuli się jak u siebie w domu, więc zaczęli wyzywać gospodarzy i odpalać race świetlne oraz dźwiękowe, zdemolowali toalety. Trybuny zaczęły przypominać wojnę.
To, że neandertale z obu stron nie rozumieją, że takie przedstawienie dla normalnej, dorosłej części widowni jest niewłaściwe, żenujące i nieakceptowane, właściwie mnie nie dziwi. Podobnie jak to, że nie zdają sobie sprawy czym są ich popisy dla dzieci, które przyszły ze swoimi rodzicami by się pobawić, by zobaczyć niecodzienne zjawisko, jakim jest pobyt z kilkunastoma, kilkudziesięcioma tysiącami ludzi na trybunach i oglądanie meczu.
Bardzo mnie jednak dziwi i oburza, że takie zachowania tak rzadko spotykają się ze zdecydowaną reakcją klubów piłkarskich, jako organizatorów i współorganizatorów meczów, policji i sądownictwa. Za kosztowną obecnością uzbrojonych oddziałów Policji na stadionach nie idzie skuteczność aparatu ścigania. Pieniądze za dodatkowe akcje dla policjantów pochodzą z podatków, które płacą ci, którzy na trybunach – choć są spokojni – tak naprawdę są intruzami. Czy ktoś coś z tego rozumie?

Wykopać normalnych ludzi ze stadionów
Po wydarzeniach z 28 października Policja zatrzymała 6 kibiców KGHM Zagłębia Lubin. Prokuratura Rejonowa przygotowała akt oskarżenia, sprawa szybko trafiła do Sądu Rejonowego Wrocław Fabryczna. Tylko jeden z tej szóstki otrzymał karę, której dolegliwość może wstrząsnąć ukaranym. Został skazany na 4 miesiące ograniczenia wolności i nakaz 20 godzin nieodpłatnej pracy oraz zakaz wstępu na imprezy masowe przez 2 lata. Pozostali kompani otrzymali wyroki pozbawienia wolności w zawieszeniu i zakazy wstępu na imprezy masowe na stadionach. To nie jest żadna kara! To jest udawanie, że wykonuje się obowiązki i że zabezpiecza się społeczeństwo.
Również wrocławianie zasłużyli się w derbach. Czwórka naruszyła nietykalność policjantów. Dwójce z nich grozi do 10 lat więzienia. Dwójka niepełnoletnich odpowie przed Sądem Rodzinnym. Czekamy na wyniki postępowań.
Choć czynności nadal są prowadzone, taki przebieg zdarzeń na trybunach, a później brak skutecznych działań organizatorów imprez masowych i nieskuteczność aparatu sądowniczego wciąż skutecznie odstraszają ludzi od przyjścia na stadion. To właściwie wykopanie takich ludzi, bo brak lub mizerna reakcja wobec bandytów w rzeczywistości obraca się przeciwko normalnym obywatelom. Tak się zastanawiam, kto wreszcie wysprząta stadiony z bandytów? Nie mam wątpliwości, że musi to być działanie zdecydowane, bo przecież neandertala nie da się edukować.

Klubowa niemoc z majtkami
Pirotechnika na stadionach jest zakazana. Za wnoszenie lub posiadanie na imprezie masowej wyrobów pirotechnicznych grozi grzywna, kara ograniczenia wolności lub nawet do 5 lat pozbawienia wolności. Pytanie: Dlaczego złapani nie zapłacili wysokich grzywien? – jest na razie bez odpowiedzi. Ale za to wysokie kary otrzymały kluby od Komisji Ligi Ekstraklasy, czyli organizatora rozgrywek. Śląsk musi zapłacić 20 tys. zł. Jego kibice nie mogą jechać – jako grupa zorganizowana – na dwa mecze wyjazdowe. Zagłębie musi zapłacić 10 tys. zł. Z kolei jego sympatycy nie pojadą na cztery spotkania na wyjeździe. Ponadto najbliższe dwa spotkania derbowe - w Lubinie i we Wrocławiu - odbędą się bez kibiców gości.
Co to za kary? Gdzie tu jest dolegliwość dla sprawców? Że nie przyjdą na stadion? Nie przyjdą w grupie, ale indywidualnie mogą sobie spokojnie kupić bilety.
Dolegliwość sięgnęła Śląsk, który odpowie za niedopatrzenie wynajętych przez siebie służb, które – choć obklepywały wchodzących na stadion – nie zaglądały do majtek. Przy okazji oberwało Zagłębie. To głupota organizatorów rozgrywek, którzy swoimi dyscyplinarnymi rozwiązaniami dostosowują się do złego systemu karnego w Polsce. Przecież powinno być odwrotnie: gdyby wyłapani prowodyrzy burd i wnoszący materiały pirotechniczne na stadion zapłacili po 20 tys. zł, natychmiast przestaliby się w to bawić. Trybuny zajęte byłyby już tylko sportem.

Pamięć w sporcie też jest ważna
Na boisku odbywał się już właściwy mecz, w którym Zagłębie było od Śląska zdecydowanie lepsze. Nie w jakiś elementach gry, nie w kilku fragmentach meczu. Było lepsze przez 90 minut. Tyle, że jego zawodnicy nie zagrali bardzo dobrego meczu. Zagrali przeciętnie. To Śląsk był koszmarnie słaby: szybkościowo, taktycznie. Dlatego przegrał 0:2.
Wrocławscy piłkarze wyglądali, jakby kiedyś potrafili grać w piłkę, tylko na to popołudnie akurat zapomnieli. Wchodzący na konferencję prasową trener Stanislav Levy był wściekły. Nawet nie starał się tego ukrywać. Po 2 miesiącach pracy z zespołem Śląska Wrocław jego piłkarze zagrali z KGHM Zagłębiem Lubin katastrofalnie. W drużynie gospodarzy nawet gracze wyróżniający się na tle kolegów miewali zagrania … hm… nieracjonalne.
-Stałe fragmenty gry? Beznadziejne. Mam do siebie mnóstwo pretensji – mówił tuż po zejściu z boiska Sebastian Mila. Choć do niego można mieć najmniej uwag spośród zawodników z pola.
W ciągu tygodnia wrocławianie, z Milą na czele, przypomnieli sobie jak gra się w piłkę. A zwłaszcza jak rozgrywa się stałe fragmenty. Rozbili w Szczecinie Pogoń 3:0. Tę samą Pogoń, która na inaugurację sezonu pokonała KGHM Zagłębie 4:0.
Właśnie to Zagłębie, po wygranych dolnośląskich derbach, w ciągu tygodnia zapomniało jak należy grać w piłkę. Uległo na własnym stadionie Podbeskidziu Bielsko-Biała 1:2, dla którego była to nie tylko pierwsza wygrana w tym sezonie, ale też pierwsza od 224 dni w ekstraklasie.
Co się stało z lubińskimi piłkarzami? Zapomnieli swych umiejętności, jak Adam Banaś, który dał sobie odebrać piłkę zasłaniając ją przy linii końcowej? Czy może wręcz przeciwnie: przypomnieli sobie swój właściwy poziom umiejętności, od którego mecz ze Śląskiem stanowił tylko odstępstwo? Zastanawiam się bowiem jak Arkadiusz Woźniak nie wykorzystał świetnego dogrania Pawła Widanova! Zastanawiam się jak Szymon Pawłowski, mistrz dryblingu, mija dwóch rywali z Bielska i nie potrafi wyłożyć piłki nie obstawionemu koledze…

Radio futbol
Na koniec jakiś lżejszy temat. Zapraszam na antenę Akademickiego Radia Index 96 FM, emitowanego w Zielonej Górze. Łukasz Radkiewicz w audycji „piłkaWgrze” przedstawia nie tylko zmagania trzecioligowych piłkarzy Lechii Zielona Góra, ale sięga również do T-Mobile Ekstraklasy. 6 listopada na antenie ukazał się czternasty odcinek programu. Miałem przyjemność w nim także wystąpić rozmawiając z autorem audycji o wydarzeniach na boiskach piłkarskiej ekstraklasy. Zapraszam do programu, który można znaleźć pod następującym adresem:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz