Entliczek pentliczek,
czerwony stoliczek, na kogo wypadnie, na tego bęc. Kibice wrocławskiego Śląska
muszą chyba czuć się jak w tej popularnej wyliczance. Nie wiedzą czym ich
uraczą ich ulubieńcy. Niestety, ostatnimi czasy we Wrocławiu piłkarze oferują
dania mało strawne. Znacznie lepiej jest na wyjazdach. Wynik, jaki przywieźli z
Poznania, zapewne ukontentował wybujałe ego każdego sympatyka Śląska. Wiadomo,
„Cała Polska w cieniu Śląska!”.
Pociąg pancerny
Cały piątek zgłębiałem temat
podziemnego Wrocławia, czyli pozostałości Festung Breslau, których nie widać, a
które są, mimo że nikt ich nie widział, ale wszyscy o nich mówią. Trochę
zmęczony historią wieczorem zajrzałem do serwisów, a w nich dwie niespodzianki,
które … w żadnym przypadku takimi nie są. Punkt pierwszy: Śląsk pokonał w
Poznaniu Lecha 3:0! Po dwóch koszmarnie rozegranych spotkaniach (z Wisłą Kraków
i Jagiellonią Białystok) mistrz Polski zagrał tak, jak na pełnioną w naszym
futbolu funkcję – przynajmniej jeszcze przez kilka miesięcy – przystało. Ale
łatwość, z jaką ograł Kolejorza, na pewno budzi zdziwienie, i to nawet przed
podziwem. Wojskowy pociąg pancerny zajechał na Bułgarską i trzema salwami
pokonał gospodarzy. Tak rodzą się legendy.
Jeżeli po tej ostatnio
doświadczanej sinusoidzie jest to potwierdzenie powrotu na dobry poziom gry,
już się cieszę na piątkowe „wojskowe” derby z Legią Warszawa. Jeżeli znów ma
zadziałać klątwa własnego stadionu, może lepiej znaleźć sobie inne zajęcie na
piątkowy wieczór.
W Śląsku dwie ważne
nieobecności: Dalibor Stevanović, który nie wstał z ławki, co było do
przewidzenia, i Patrik Mraz, który na niej się nie znalazł. Klub rozwiązał
kontrakt za porozumieniem stron, choć z winy zawodnika naruszającego regulamin.
Powodem są podobno regularne sprinty po wrocławskich klubach, ale innego typu. Sam
klub, ten piłkarski, dementuje te doniesienia, ale przyczyn rozwiązania umowy
nie wskazuje.
Klątwa własnego boiska i
obrońcy
Wynik drugiego piątkowego
meczu również jest zaskakujący, choć właściwie nie powinien budzić zdziwienia.
Jagiellonia zremisowała w Białymstoku z PGE GKS Bełchatów 2:2. Wprawdzie
piłkarze z Bełchatowa mają olbrzymie kłopoty ze zdobywaniem bramek i punktów,
ale od czego jest gościnna Jaga. Dla niej to był już 7 mecz tej jesieni, którego
nie wygrała mimo atutu własnego boiska.
Jak bardzo poczucie
gościnności w zawodnikach z Białegostoku jest zakorzenione, niech świadczy
fakt, że oddali gościom punkty pomimo nieobecności w składzie Luki Gusicia. To
piłkarz wyjątkowo ważny w składzie. Do Białegostoku przybył zimą, i już od
pierwszych występów specjalizował się w wyczynach ułatwiających grę napastnikom
przeciwnych drużyn. Zdobycze Jagiellonii z nim w składzie nie były więc
imponujące.
23-latek wiosną zagrał w żółto-czerwonej
koszulce 6 razy. Jego zespół zdobył w tych meczach 4 punkty. Bilans bramkowy:
2:9.
W nowym sezonie Gusić nie
grał w pierwszych dwóch kolejkach. Pojawił się na boisku w trzeciej, ale w 29.
minucie zdjął się z niego sam zarabiając czerwoną kartkę. Znów zagrał w siódmej
kolejce, ale Jaga przegrała z Lechią Gdańsk, a Hajto zmienił obrońcę w trakcie
gry. W jedenastej obrońca wszedł w 90. minucie meczu z Legią w Warszawie, i nie
zdążył zepsuć wygranej swego zespołu. W dwunastej zagrał wreszcie cały mecz,
zremisowany bezbramkowo z Koroną Kielce. We Wrocławiu Chorwat ponownie pojawił
się w wyjściowym składzie Jagi. Michał Guz z „Przeglądu Sportowego” w trakcie
konferencji zaskoczył trenera Tomasza Hajto: - Jak ocenia Pan Gusicia?
Pierwszą, kilkusekundową
odpowiedzią popularnego Gianniego było przeciąąąąągłeee spojrzeeeeniee… Gdyby
mogło zabić, na pewno by to zrobiło. Po czym nastąpiła właściwa odpowiedź: -
Wstawiłem go do składu, żeby podwyższyć obronę przy stałych fragmentach gry.
A jednak właśnie po stałych
fragmentach Jaga przegrywała 0:2. W przerwie Gusić powędrował na ławkę. Jaga
zremisowała przegrany mecz. Tak rodzą się legendy. Może nie do końca. W
kolejnym meczu Gusić na boisko nie wyszedł, a mimo to Jagiellonia tylko
zremisowała na z PGE GKS Bełchatów. Ale przecież w tym sezonie Jaga to zespół
obcego boiska. Chorzowianie, bójcie się! 7 grudnia przyjeżdża do was Jaga. Tak
rodzą się legendy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz