piątek, 30 listopada 2012

Tak rodzą się legendy!



Entliczek pentliczek, czerwony stoliczek, na kogo wypadnie, na tego bęc. Kibice wrocławskiego Śląska muszą chyba czuć się jak w tej popularnej wyliczance. Nie wiedzą czym ich uraczą ich ulubieńcy. Niestety, ostatnimi czasy we Wrocławiu piłkarze oferują dania mało strawne. Znacznie lepiej jest na wyjazdach. Wynik, jaki przywieźli z Poznania, zapewne ukontentował wybujałe ego każdego sympatyka Śląska. Wiadomo, „Cała Polska w cieniu Śląska!”.

Pociąg pancerny
Cały piątek zgłębiałem temat podziemnego Wrocławia, czyli pozostałości Festung Breslau, których nie widać, a które są, mimo że nikt ich nie widział, ale wszyscy o nich mówią. Trochę zmęczony historią wieczorem zajrzałem do serwisów, a w nich dwie niespodzianki, które … w żadnym przypadku takimi nie są. Punkt pierwszy: Śląsk pokonał w Poznaniu Lecha 3:0! Po dwóch koszmarnie rozegranych spotkaniach (z Wisłą Kraków i Jagiellonią Białystok) mistrz Polski zagrał tak, jak na pełnioną w naszym futbolu funkcję – przynajmniej jeszcze przez kilka miesięcy – przystało. Ale łatwość, z jaką ograł Kolejorza, na pewno budzi zdziwienie, i to nawet przed podziwem. Wojskowy pociąg pancerny zajechał na Bułgarską i trzema salwami pokonał gospodarzy. Tak rodzą się legendy.
Jeżeli po tej ostatnio doświadczanej sinusoidzie jest to potwierdzenie powrotu na dobry poziom gry, już się cieszę na piątkowe „wojskowe” derby z Legią Warszawa. Jeżeli znów ma zadziałać klątwa własnego stadionu, może lepiej znaleźć sobie inne zajęcie na piątkowy wieczór.
W Śląsku dwie ważne nieobecności: Dalibor Stevanović, który nie wstał z ławki, co było do przewidzenia, i Patrik Mraz, który na niej się nie znalazł. Klub rozwiązał kontrakt za porozumieniem stron, choć z winy zawodnika naruszającego regulamin. Powodem są podobno regularne sprinty po wrocławskich klubach, ale innego typu. Sam klub, ten piłkarski, dementuje te doniesienia, ale przyczyn rozwiązania umowy nie wskazuje.

Klątwa własnego boiska i obrońcy
Wynik drugiego piątkowego meczu również jest zaskakujący, choć właściwie nie powinien budzić zdziwienia. Jagiellonia zremisowała w Białymstoku z PGE GKS Bełchatów 2:2. Wprawdzie piłkarze z Bełchatowa mają olbrzymie kłopoty ze zdobywaniem bramek i punktów, ale od czego jest gościnna Jaga. Dla niej to był już 7 mecz tej jesieni, którego nie wygrała mimo atutu własnego boiska.
Jak bardzo poczucie gościnności w zawodnikach z Białegostoku jest zakorzenione, niech świadczy fakt, że oddali gościom punkty pomimo nieobecności w składzie Luki Gusicia. To piłkarz wyjątkowo ważny w składzie. Do Białegostoku przybył zimą, i już od pierwszych występów specjalizował się w wyczynach ułatwiających grę napastnikom przeciwnych drużyn. Zdobycze Jagiellonii z nim w składzie nie były więc imponujące.
23-latek wiosną zagrał w żółto-czerwonej koszulce 6 razy. Jego zespół zdobył w tych meczach 4 punkty. Bilans bramkowy: 2:9.
W nowym sezonie Gusić nie grał w pierwszych dwóch kolejkach. Pojawił się na boisku w trzeciej, ale w 29. minucie zdjął się z niego sam zarabiając czerwoną kartkę. Znów zagrał w siódmej kolejce, ale Jaga przegrała z Lechią Gdańsk, a Hajto zmienił obrońcę w trakcie gry. W jedenastej obrońca wszedł w 90. minucie meczu z Legią w Warszawie, i nie zdążył zepsuć wygranej swego zespołu. W dwunastej zagrał wreszcie cały mecz, zremisowany bezbramkowo z Koroną Kielce. We Wrocławiu Chorwat ponownie pojawił się w wyjściowym składzie Jagi. Michał Guz z „Przeglądu Sportowego” w trakcie konferencji zaskoczył trenera Tomasza Hajto: - Jak ocenia Pan Gusicia?
Pierwszą, kilkusekundową odpowiedzią popularnego Gianniego było przeciąąąąągłeee spojrzeeeeniee… Gdyby mogło zabić, na pewno by to zrobiło. Po czym nastąpiła właściwa odpowiedź: - Wstawiłem go do składu, żeby podwyższyć obronę przy stałych fragmentach gry.
A jednak właśnie po stałych fragmentach Jaga przegrywała 0:2. W przerwie Gusić powędrował na ławkę. Jaga zremisowała przegrany mecz. Tak rodzą się legendy. Może nie do końca. W kolejnym meczu Gusić na boisko nie wyszedł, a mimo to Jagiellonia tylko zremisowała na z PGE GKS Bełchatów. Ale przecież w tym sezonie Jaga to zespół obcego boiska. Chorzowianie, bójcie się! 7 grudnia przyjeżdża do was Jaga. Tak rodzą się legendy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz